
7 lat szczęścia
3 lipca 2011 roku. Dokładnie od godziny 23;05 kiedy na świat przyszła nasza pierwsza córka Zuzanna, a zaraz za nią w odstępie 2 i 4 minut kolejno Antonina i Lena, nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Od tego pamiętnego wieczora nic już w naszym życiu nie jest takie samo.
Od tego dnia mija dziś 7 lat, wiem, że nie będę tu oryginalna jak napisze „Boże, kiedy to zleciało” bo faktycznie mam takie odczucia. Przecież co dopiero dowiedziałam się o upragnionej ciąży, dopiero co chodziłam na spacer z kroplówką pod ręką po szpitalnych korytarzach. Przecież dopiero co siedziałam na szpitalnym łóżku i patrzyłam w okno zazdroszcząc „wolności” wszystkim przyszłym mamom, które spacerują z mężami pod rękę.
Ech czasem sama nie dowierzam, że w życiu spotkało mnie tyle dobrego. Trafiłam na najlepszego męża pod słońcem. Śmiem twierdzić, że ten gatunek już dawno wyginął i ten ostatni egzemplarz to jest właśnie On. Dzieci, to moje największe życiowe pragnienie, tak bardzo pragnęłam i są. Trzy chodzące cuda, które kocham bezgranicznie i oddałabym za nie życie.
Kilka dni temu powiedziałam do Wojtka: „Wiesz o tym, że nasze dzieci kończą zaraz 7 lat i za jakieś 10 już nam z domu powoli będą wyfruwać?” Przeraża mnie to, przeraża mnie czas, który tak strasznie szybko płynie. Kiedyś nawet zastanawialiśmy się nad tym, że może tylko nam on tak szybko płynie, bo z weekendu na weekend mamy coś zaplanowane i gdzieś jeździmy, ale jak pytam innych, to mają tak samo.
Ciesze się, że Wojtek tworzy nasz rodzinny album, bo nieraz go otwieram i wracam wspomnieniami do początku. Do początku kiedy byliśmy jeszcze sami, a potem z albumu na album tworzy się piękna rodzinna historia. Patrzę na te zdjęcia i nie wierzę. Zresztą same dziewczynki kiedy oglądają zdjęcie po zdjęciu mówią, że niemożliwe że były takie malutkie.
Gdybym miała podsumować te 7 lat bycia mamą to zdecydowanie stwierdzam, że najtrudniejsze dla mnie nie były nieprzespane noce, pierwsze zęby, raczkowanie, nauka chodzenia, tylko pierwsze wejście na oddział neonatologiczny i moje pierwsze spotkanie z dziećmi. Nie wiedziałam co mnie czeka, kiedy przekroczę drzwi oddziału. Wiedziałam że mają ręce, nóżki, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wygląda życie po tamtej stronie. To co przeżyłam przez sześć tygodni ich pobytu w szpitalu ciężko opisać słowami. To trzeba przeżyć …













Ada uwielbiam Wasza wspaniałą rodzinkę. Moja jest taka sama:)
Dziękuje Madziu 🙂
Pięknie opisane !!!
są CUDNE GRATULUJĘ WAM TAKIEGO SZCZĘŚCIA A CO DO p. MW pięknie napisałaś ON jeden i mój SYN JAREK Z.
hehe Pani Wando, skoro pani tak mówi to na pewno tak jest ! 🙂
Nigdy nic nie komentowałam, zawsze tylko podczytywalam. Hmm to może mało powiedziane, bo przeczytałam blog od początku jakoś w 2014 r kiedy poleciła mi go moja koleżanka, która też miała wtedy kilkumiesieczne trojaczki. I tak z Wami zostałam. W listopadzie, kiedy sama leżałam na patologii ciąży przyczytalam blog od początku i na prawdę dodawał mi otuchy, jakby troszkę mniej już obawialam się o moje maleństwo. Mimo, że wpisów jest coraz mniej, mam nadzieję że będą się pojawiać 🙂 oczywiście wszystkiego najlepszego dla dziewczynek! Niech rosną zdrowo kolejne 100 lat
Witaj Dominiko 🙂
Ależ mi miło czytając taki komentarz. Uwierz, że bardzo chciałabym znowu pisać regularnie, ale brak mi na to czas. Wiesz jak to jest… jak człowiek się odzwyczaił pisania to ciężko przychodzi. Mam w szkicach kilka wpisów które zaczęłam, ale, nie dokończyłam. Może kiedy, uda się wrócić.
Ciesze się, że mogłam Ci trochę pomóc nie myśleć i nie zamartwiać się.
Ściskam Cię/Was mocno 🙂
I dziękuje za życzenia, dla dziewczynek
100 lat dla Trojaczek 🙂 Piękne zdjęcia – pisałam już tutaj że bardzo lubię patrzeć na Wasze dziewczynki. Trochę podobne do moich, też szczuplutkie blondyneczki 😉 U nas 7 urodzinki były w czerwcu. Pozdrawia mama bliźniaczek z W-wy 🙂
Dziękuje za życzenia w imieniu naszego TriO 🙂
Ślemy Wam buziaki 🙂