Ku przestrodze

Piątek, wydawać by się mogło, normalny dzień, taki spokojny i zaplanowany w pełni.  Na pewno nie zdawałam sobie sprawy z tego, że właśnie tego dnia dostanę tak ogromną lekcję od życia.

Razem z Wojtkiem odebraliśmy dziewczynki z przedszkola i pojechaliśmy do dziadka z życzeniami z okazji jego święta. Za kierownicą samochodu siedziałam ja, jechałam powoli, bo warunki drogowe nie były za ciekawe.
Jadąc do teściowej nigdy nie jechałam tą ulicą, a właśnie tego dnia coś mnie tam skierowało i skręciłam w lewo w jednokierunkową.
Staram się unikać rozmów z dziewczynkami podczas jazdy, tłumacze im, że muszę skupić się na drodze, a ich rozmowy mnie rozpraszają. Sprawa jest ułatwiona kiedy jedzie z nami tata, bo wtedy te tysiące pytań pada do niego. I tak było tym razem, prym w rozmowie wiódł tato.
W tle słyszałam ich rozmowę i patrzyłam na jezdnię, prosta droga, żadnego przejścia dla pieszych, czy przystanku. Po jednej stronie pusty chodnik, po drugiej zaparkowane samochody. Po prostu pusta, prosta droga. Nagle przed samą maską mojego samochodu zobaczyłam biegnącą niebieską postać. W pierwszej chwili nawet nie zorientowałam się, co to… kto to… wiem tylko,że ową postać od maski dzieliło kilkanaście, może kilkadziesiąt centymetrów . Dopiero po sekundzie w lusterku zobaczyłam, że było to dziecko. Chłopczyk, który uciekł mamie z chodnika i wbiegł na jezdnię z pomiędzy samochodów zaparkowanych wzdłuż chodnika. Zaczęłam krzyczeć: „Matko Boska, zabiłabym dziecko!!!” Zatrzymałam samochód i wybiegliśmy z samochodu. Mama z wózkiem i jeszcze jednym dzieckiem stała na chodniku, a chłopiec który jej uciekł stał po drugiej stronie ulicy. Ona stała jak wryta, zero reakcji, zaczęliśmy do niej krzyczeć, że jadą następne samochody, żeby weszła po niego, bo zaraz dojdzie do tragedii.  Dopiero po chwili zareagowała i zabrała chłopca i chyba z emocji nie wydobyła z siebie ani słowa.
Weszłam do samochodu, ale nie byłam w stanie prowadzić w totalnej histerii zamieniłam się z Wojtkiem miejscami. W ogólne nie mogłam do siebie dojść, cała się trzęsłam i płakałam.
A gdybym jechała ciut szybciej, albo ciut wolniej? A gdyby on zatrzymał się na środku ulicy? Zabiłabym go na miejscu. Dziecko mające około pięć lat. Nie miałby żadnych szans z samochodem. Wbiegł na ulicę praktycznie w momencie w którym byłam równo z nim, nie miałam szans nawet zareagować. To, że nie doszło do tragedii na oczach moich i jego matki to cud, bo naprawdę brakowało niewiele.

Od tego momentu minęły już trzy dni, a ja mam tę sytuację cały czas przed oczami. Widzę tę niebieską kurtkę która mknie mi przed maską samochodu. To okropne uczucie, jakiego nikomu nie życzę.
Wiecie czego nauczyło mnie to zdarzenie? Że tak naprawdę nigdy nie wiesz co może się wydarzyć, że człowiek może wyjść z domu i nie wrócić. Że na ulicy nie ma żartów, że za kierownicą trzeba być pokornym, maksymalnie skoncentrowanym i przewidującym. Gdybym obróciła w tym momencie głowę, nawet nie wiedziałabym, że takie zdarzenie miało miejsce.
Czy można kogoś obwiniać za tę sytuację? Myślę, że każdego z nas po troszkę. Mama prowadziła dwoje dzieci i pchała wózek. Nawet nie wiem czy zdążyła zareagować – pewnie nie. Myślę, że ma nauczkę do końca życia. Dziecko jak dziecko, totalnie nieprzewidywalne, miało niesamowite szczęście. Co nim kierowało w tym momencie? Nie mam pojęcia. Ja jako kierowca,  nie jechałam szybko, byłam ostrożna, ale mogłam być bardziej przewidywalna i liczyć się z tym, że dziecko ucieknie prosto pod mój samochód. No tak tylko musiałabym ich widzieć za tymi samochodami.

Wojtek mówi, że nie ma idealnych kierowców, że człowiek uczy się jeździć całe życie. Najpierw jest młody ma refleks, ale brakuje mu doświadczenia, potem kiedy z biegiem lat zdobywa doświadczenie, z kolei refleksu zaczyna brakować. Pewne jest to, że takie sytuacje uczą nas najlepiej, uczą nas pokory w prowadzeniu naszych samochodów.

Przy okazji przypominają mi się sytuacje kiedy idąc do przedszkola przechodzimy przez dwupasmową ulicę. Jeden kierowca się zatrzymuje, ja wchodzę z dziećmi na jezdnię, a drugim pasem przejeżdża jeszcze kilka samochodów…. Zawsze tak jest. Niedawno w Tychach w ten sposób zginęło dwoje dzieci, kierowca pięćdziesiąt, czy sześćdziesiąt lat, trzeźwy, nie jechał za szybko, a jednak…

Wiem, że moja sytuacja mogła zakończyć się ogromną tragedią i chyba Bóg dał mi już kolejny znak, że czuwa nade mną, za co mu ogromnie dziękuję. Wiem, że od strony prawnej nie byłoby w tym zdarzeniu mojej winy, ale wiem też że nie potrafiłabym z tym żyć.

Kochani, uważajmy na drodze, zarówno idąc chodnikiem z dziećmi jak i za kierownicą.

 

 

15 Replies to “Ku przestrodze”

  1. Wiem co czułaś, miałam podobną sytuację i chociaż od niej minęły już 3 lata, mam ciarki jak sobie przypomnę.
    Jechałam sama, po odwiezieniu młodego do szkoły, zwolniłam mocno, bo z naprzeciwka jechał autobus, a po mojej stronie z parkingu wystawał dość mocno dostawczak i byłby problem z minięciem się w tym miejscu. Autobus przejechał, a zza niego wyskoczyła trójka dzieciaków, tak około 9 – 10 lat. Gdybym jechałam choć trochę szybciej, nie miałabym możliwości reakcji.
    Do domu dojechałam roztrzęsiona i z samochodu wyszłam na miękkich nogach…………………. nikomu nie życzę.

    Mogę tylko za Tobą powtórzyć: Uważajcie !!!

  2. Niestety nie da się ukryc, że z 3 sama mama ma ciężko.. z perspektywy kierowcy nie da się ukryć, że czasami wystarczy sekunda i.. dochodzi do tragedii..
    Dobrze, że nikomu się nic nie stało!

  3. Przeżyłam coś takiego. Nieostrożna matka gadała przez telefon… A dziecko weszło na drogę. Na szczęście, ja wjeżdżałam na skrzyżowanie z drogi prostopadłej, więc jeszcze nie byłam rozpędzona i się zatrzymałam bez większego problemu. Ale nogi się pode mną chwiały jeszcze cały dzień…

  4. Myślę, że nie przez przypadek jechałaś akurat tą ulicą, którą nigdy nie jeździsz. Jakbyś wtedy tamtędy nie jechała to to dziecko mogłoby nie żyć. Ty nauczyłaś się jeszcze większej pokory a dzieciaczek żyje 🙂 Nic nie dzieje się przez przypadek!!!
    Jesteś Aniołem 🙂 pozdrowienia 🙂

  5. Tak sytuacje uczą nas zachowań.nie zapomnę jak jako młody kierowca i świeżo upieczona mama jechałam do lekarza i nie zatrzymałam się przed torami z myślą teraz nie ma pociągu, ja na torach a pociąg kilka metrów obecnie. Nie wsiadłam do auta przez miesiąc. Poukładalam w głowie co nie co. Minęło 8 Lat ale za każdym razem kiedy przejeżdżamy przez te tory myślę że tu mogłam zginąć.

  6. Kochana-staraj się o tym nie myśleć , bo cię to zamęczy!! Nie gdybaj co by było gdyby!! Na szczęście skończyło się dobrze, ale fakt, wielu kierowców pędzi na oślep a w każdej chwili na ulicę może wybiec dziecko, pies……Przyznam się, że jestem jak ta matka-strach mnie paraliżuje i nie umiem błyskawicznie z rozsądkiem reagować na takie sytuacje 🙁

  7. Dwuletnia Gaba tak uciekła babci, potem, jako trzylatka dziadkowi. Zawsze prowadzę dziecko od strony trawnika, a jak wychodziłam z więcej niż jednym to brałam szelki.

  8. Takie sytuacje przypominaja nam ze zawsze musimy uwazac. Przykre doswiadczenie ale uczy nas ostroznosci. Dobrze ze tak sie to skonczylo.

  9. Przytulam! I ciebie i tamtą matkę.
    Moi synowie też uciekali sprawdzając granice.
    Wszystko skończyło się dobrze. A tamta matka na pewno potrzebuje wsparcia przy tak ruchliwym i nieprzewidywalnym dziecku. Wysyłam wszystkim pozytywne fluidy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *