
List do Antoniny
Kochana Antonino, Tosiu, Tolko, Toleczko, Koraliku. Nazywamy Cię różnie, ale zawsze będziesz Naszą córeczką, naszą maleńką kruszynką ważącą przy porodzie zaledwie 1300 g. Pamiętam swoje pierwsze USG kiedy lekarz nazwał Cię „workiem z płynem”, workiem w którym nic nie ma. Doskonale pamiętam też słowa, które wypowiedział dwa dni później, były one przykre i bardzo bolesne. Nie raz miałam ochotę wziąć Cię za rękę, zaprowadzić do niego i pokazać. Powiedzieć, że dałam radę donosić Cię w moim łonie i urodzić, że doskonale radzisz sobie w swoim dotychczasowym życiu. On nie dawał Ci szans na pierwszy oddech, ja nie pozwoliłam Cię zabić. Nigdy w życiu nie żałowałam swojej decyzji, pragnęłam Cię mieć i oddałabym za Ciebie życie.
Pamiętam dzień w którym zrobiono mi USG, kiedy usłyszałam Twoje bicie serca. Lekarze (zupełnie inni) powiedzieli wtedy: „Mamy drugie serduszko” , a ja nie wydusiłam z siebie ani słowa, tylko trzęsłam się jak galareta i przecierałam łzy. Wtedy były to łzy przerażenia, strachu i obaw, a dziś po czterech latach Twojego życia wiem, że nic piękniejszego nie mogło mnie spotkać.
Dzień w którym przyszłaś na świat był jednym z tych najpiękniejszych, ale i pełnym obaw. Wiedziałam, że urodziłaś się za wcześnie, o wiele za wcześnie. Kiedy lekarz wyciągnął Cię z mojego brzucha nawet mi Cię nie pokazał, od razu zabrali Cię do szklanego domku i wywieźli. Powiedzieli tylko: „Druga córka”, nic więcej. Zapytałam czy żyjesz i czy oddychasz bo nie słyszałam Twojego płaczu. Byłam na siebie zła, że nie mogę nic zrobić. Leżałam przypięta do łóżka, a Ty pojechałaś… nie mogłaś zostać ze mną…
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Leżałaś na pleckach w ciepłym maleńkim domku, przy buzi miałaś maseczkę która podawała Ci tlen. Tlen, który był wtedy dla Ciebie najważniejszy. Do Twojego maleńkiego kruchutkiego ciałka przypięte były kabelki, mnóstwo kabelków które dawały Ci siłę do życia. Otworzyłaś swoje czarne oczka i patrzyłaś na mnie wzrokiem, którego nigdy nie zapomnę. Mam ten obraz przed oczami do dziś.
Z dnia na dzień przybywało kabelków, kiedy pytałam lekarzy czy coś Ci grozi odpowiadali „Tosia jest dziś troszkę niegrzeczna” Nie dociekałam… do dnia aż zadzwonili do mnie, abym jak najszybciej przyjechała do Ciebie do szpitala i oddała Ci krew. Wtedy dowiedziałam się, że jesteś bardzo chora i możesz umrzeć, że mogę Cię stracić na zawsze. Nigdy się tak nie bałam jak wtedy… TY pokazałaś jaka jesteś silna i jaką masz w sobie wolę życia. Pokonałaś tę wstrętną SEPSE.
Byłaś taka maleńka, że mieściłaś się na moim przedramieniu, codziennie widziałam jak się zmieniasz, jak zjadasz coraz większe porcje. Kiedy brałam Cię na ręce i czytałam bajki Ty patrzyłaś na mnie tymi swoimi czarnymi oczkami. Wtedy nazwaliśmy Cię Koralik. Pamiętam też takie dni, kiedy przychodziłam do Ciebie, a Ty byłaś praktycznie przeźroczysta, z powodu anemii przetaczali Ci cztery razy krew. Za każdym razem drżałam ze strachu o Ciebie.
Dziś dziękuje Ci za każdy Twój oddech, za każde mrugnięcie powiekami, za każde zmarszczenie czoła, które mnie tak rozczulało kiedy na mnie patrzyłaś przez szybę inkubatora. Dziękuje Ci nawet za to, że do tego szklanego domku trafiłaś, bo mogło Cię w ogólne z nami nie być.
W dniu kiedy wychodziłyśmy ze szpitala pielęgniarka powiedziała „Tosia to będzie takie wybij okno” i wiesz co? nie wiem skąd ona już wtedy to wiedziała, ale udało się jej 🙂 To Ty ze wszystkich sióstr najmocniej stąpasz po ziemi. Ty doskonale wiesz czego chcesz od życia. Kiedy byłaś mała nie bawiłaś się w długie raczkowanie, szkoda było Ci czasu i zaraz po skończeniu roku wstałaś i poszłaś o własnych nóżkach.
Zawsze pokazywałaś charakter,miało być tak jak Ty chcesz i koniec! Walczymy o to ze sobą do dziś, bo wiem że nie mogę Ci na to pozwolić, wiem że jak Ci ulegnę to przegramy obydwie.
Uwielbiam ten twój czarujący uśmiech, te czarne korale którymi próbujesz mnie przekupić. Uwielbiam to twoje „Mamoooo Kocham Cię,” które pada z twoich ust w najmniej oczekiwanym momencie. Uwielbiam to, że jesteś taką słodką przytulanką. Uwielbiam kiedy się we mnie wtulasz. Uwielbiam kiedy po odłożeniu Cię do łóżka zwijasz się w kuleczkę i z ust robisz słodki dzióbek.
Jesteś przebojowa, urodzona z Ciebie artystka. Uwielbiasz robić dla nas występy podczas których śpiewasz do mikrofonu i zalotnie zarzucasz włosami. Potrafisz wymyślić piosenkę do wszystkiego, nawet do tego, że siedzisz na kibelku i robisz kupkę 🙂 Kochasz się przebierać, gdybyś mogła to non stop wymieniałabyś garderobę. Uwielbiam, kiedy przekręcasz słowa i nadajesz swoje nazwy, najbardziej rozczula mnie „Koziczka” która powinna być „Księżniczką”, albo „helołnoga” czyli „hulajnoga”, czy też „Gamoniak” zamiast „Mikołaja”. Kochasz zdjęcia, na hasło: „Uwaga – zdjęcie” Uśmiechasz się szeroko, albo robisz słodki dzióbek i pozujesz.
Jesteś bardzo mądrą i rezolutną dziewczynką i wiem, że w życiu nie zginiesz, że poradzisz sobie w każdej sytuacji.
Mam nadzieję, że za kilkanaście lat przyjdziesz do mnie i do taty i powiesz : „Dziękuje Wam za to, że daliście mi życie”, tak jak My dziękujemy Ci dziś za to, że JESTEŚ.
Kocham Cię córeczko … Twoja Mama
piękny list 😉 a w niektórych momentach miałam przed oczami moją córeczke- Karolinkę( jestem szczęśliwą matką bliźniaczek urodzonych w 25tc w Krakowie) Czytam i myśle sobie no wypisz wymaluj moja córeczka 😉 mimo większej wagi po urodzeniu (750gram, Madzia ważyła 720gram) była troszke słabsza, nie zlicze ile razy miala krew przetaczaną w szpitalu. Ogólnie wszystko robiła tydzień, dwa po siostrze bliźniaczce , ale tak samo jak Twoja Tosia nie raczkowała zbyt długo 😉 dziś moje dziewczynki mają skończone 18 miesięcy 😉
Ja tez pamietam słowa lekarza gdy przyjął mnie w 24 tyg. z dochodzącymi wodami, że to nadaje się do kosza Teraz synek ma 6 lat i po mimo lekkiej niepełnosprawności dziękuje Bogu że JEST
Pięknie napisane, wzruszyłam się i pobeczałam. Podobne wspomnienia mam i Ja, mój mały Trojak – Tymek był w chwili narodzin niewiele większy od Toli, 1400 g. Ma teraz dwa miesiace i prawie 4 kg 🙂 jednak tak jak u ciebie wspomnienia zostają i bolą. Wiem jednak, że cuda się zdarzają i mój syn i twoja córka są na to dowodem!
Cudny list. Wzruszający i prawdziwy.
Czytając go wzruszyłam się… Wspomnienia wróciły.
Piękne… łzy same płyną… jesteś cudowna Mamą 🙂
Po raz kolejny czytając Twojego bloga bardzo się wzruszyłam.
Jedyne czego nie mogę znieść to ta ciągła bezwzględność lekarzy! Tak jakby nie rozumieli, że takie słowa tną serce matki nawet nie na pół, one je po prostu szatkują na drobne kawałeczki.
Piękny 🙂
Serce rośnie :))
Pięknie napisałaś i znów wróciły wspomnienia
Bardzo, bardzo wzruszający wpis! Gratulacje dla Was wszystkich! Droga, którą przeszliście nie była łatwa, ale teraz odplaca się w milionach %.
pozdrawiam!